Natalia Przybysz – Spragnieni Lata, Łódź, 08.07.2017

Natalia Przybysz nie daje o sobie zapomnieć swoim wiernym fanom i wciąż stara się pozyskać nowych. Artystka idealnie rozgrywa wydanie nowego albumu Światło nocne, którego premiera przewidziana jest na 1 września tego roku, a więc dokładnie w dzień 34. urodzin sympatycznej Natu. Najpierw w maju pojawił się pierwszy, tytułowy singiel promujący ww. longplay. Miesiące wakacyjne wypełniają wokalistce występy na większych i mniejszych festiwalach, na których ogrywa już nowy materiał i oswaja z nim publikę. Jesień zaś przyniesie ze sobą pełnokrwistą trasę klubową, która rozpocznie się 12 października w Białymstoku i zawita do dziesięciu największych miast Polski.

Właśnie w ramach owej wakacyjnej, przedpremierowej rozgrzewki, warszawianka jako gość specjalny zawitała do Łodzi na organizowaną przez markę Cydr Lubelski, kameralną, acz niezwykle urokliwą imprezę z cyklu “Spragnieni Lata”. Mimo że występ ten rozdzielał bytność Natalii na scenach takich festiwalowych kolosów jak Open’er i Jarocin, zmniejszenie kalibru ilościowego publiczności i nieco piknikowa aura eventu, absolutnie nie podcięły Jej i zespołowi skrzydeł. I choć występowała jako pierwsza, gdy przytulny placyk na Off Piotrkowskiej był jeszcze obficie zalany słońcem, a mniej obficie ludźmi, dała najlepsze show tego wieczoru. Już próba dała spore powody do optymizmu. Nagłośnienie nie pozostawiało większych zastrzeżeń, wysoka forma wokalna była jak najbardziej obecna, a zespół i jego liderka sprawiali wrażenie wyraźnie rozluźnionych i zrelaksowanych, dobrze się bawiąc na scenie w swoim towarzystwie i czerpiąc autentyczną radość ze wspólnego grania.

Kiedy z symbolicznym opóźnieniem – ok. 18:20 – muzycy wrócili na scenę, by już oficjalnie rozpocząć imprezę, ani gram tej dobrej atmosfery się nie ulotnił, mimo że zebrani nie rozpieszczali ich swoim entuzjazmem. Wokalistce towarzyszył stały skład, wyraźnie już skonsolidowany od wydania w 2014 roku niezwykle osobistej dla niej płyty Prąd, skład: sekcja rytmiczna Hubert Zemler (perkusja) i Filip Jurczyszyn (bas, banjo),  Mateusz Waśkiewicz (gitara) i wreszcie wieloletni wspólnik Natalii w artystycznej zbrodni, producent, a prywatnie… brat bliźniak Jej partnera życiowego – Jerzy Zagórski (gitara). Zresztą osobiste koligacje wszystkich instrumentalistów i Natu zostały w zawiły sposób przedstawione w przezabawnej, iście montypythonowskiej konferansjerce, poprzedzającej jeden z nowych utworów – Dzieci malarzy. Sama artystka delikatnie epatowała, starannie kształtowanym już od “siostrzanych” początków swojej kariery, wizerunkiem zbuntowanej chłopczycy, którym, trzeba jej to oddać, potrafi sobie zjednać przedstawicieli płci obojga. W rozciętej z przodu narzutce, obcisłych spodniach i męskich butach na obcasie, z charakterystycznym paziem na głowie, swoją niepowtarzalną choreografią na zmianę kokietowała i rozbawiała publiczność. Najważniejsza jest jednak u niej niepodrabialna naturalność i urzekająca szczerość emocjonalnego przekazu. Teksty, pisane niezmiennie z kobiecego punktu widzenia nadal wyrażają bunt, choć album z coverami Janis Joplin – Kozmic blues – zmienił wyraźnie gatunkowy wymiar środków muzycznego wyrazu Przybysz i wyznaczył nową drogę artystycznego rozwoju. Drogę, kontynuowaną na płycie Prąd, z której, sądząc po nowych utworach, wokalistka ani myśli schodzić. Modna ostatnio wolta stylistyczna, która tak dobrze służy choćby Ørgankowi, przychodzi jednak Natalii o wiele bardziej autentycznie i naturalnie. Rockowa alternatywa niepodzielnie rządziła tym występem i nie było w tym krzty pozerstwa czy sztuczności. Nie ma się więc co dziwić, że setlistę niemal demokratycznie podzieliły między siebie numery z ostatniej i nadchodzącej płyty, brzmiąc obok siebie niezwykle spójnie. Usłyszeliśmy zatem choćby Prąd, feministycznie jadowity Miód, rozkosznie zadziorne Nie będę twoją laleczką i XJS, czy hipnotyzującą Królową śniegu, w której nie pierwszy raz tego wieczoru Przybysz przejęła obowiązki basisty, zaś Jurczyszyn chwycił za banjo. Z nowych rzeczy wyróżniły się: doskonałe, natychmiast zapadające w pamięć i uzależniające, zagrane pod sam koniec Światło nocne oraz niezwykle ciepło przyjęty, oniryczny Świat wewnętrzny, który ma być kolejnym singlem promującym nowy album. Poszczególne kompozycje rozdzielała mistrzyni ceremonii swobodnie zabawnymi anegdotami, nierzadko zdradzającymi genezę tekstów, czy też udział Jej siedmioletniej córki Anielki w procesie twórczym, a co za tym idzie również… w tantiemach 😉

Imprezy festiwalowe rządzą się swoimi bezlitosnymi prawami. Godzina w tak doborowym scenicznym towarzystwie minęła niepostrzeżenie. Konsultacja z organizatorem oznaczała wyrok: grane zazwyczaj przez Natalię na bis, niezwykle lubiane przez fanów Nazywam się Niebo trzeba było poświęcić na ołtarzu dalszego line up-u, mimo że zespół chciał grać dalej. Wokalistka zakończyła w swoim stylu, prosząc, by publiczność postarała się ten utwór… sobie wyobrazić.

Była to moja pierwsza styczność z twórczością Natalii Przybysz w wersji live. Nie wiedziałem do końca, czego się mogę spodziewać. Nie przygotowywałem się do tego koncertu, nie chcąc nakładać na siebie odium jakichś oczekiwań i przedwczesnych analiz, stawiając na starą sprawdzoną maksymę, że prawdziwy artysta i jego dzieło zawsze obronią się na żywo. Tak też się sobotnim wczesnym wieczorem na Off Piotrkowskiej stało i teraz z pełną odpowiedzialnością mogę zapowiedzieć, że nie omieszkam sprawdzić formy Natu i Jej zespołu, po premierze Światła nocnego, na listopadowym koncercie w łódzkiej Wytwórni.

PS. Dziękuję Ani za inspirację do wzięcia udziału w tym wydarzeniu oraz wymianę pokoncertowych wrażeń.

Tekst: Arek Zakrzewski, Ania Cieluch
Zdjęcia: Marek J. Śmietański

Od redakcji: Kompletną fotorelację można obejrzeć tutaj.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.