Kamelot (2018) – The Shadow Theory

Haven 1.5

W 2012 roku, wraz z dołączeniem Tommy’ego Karevika do składu, Kamelot rozpoczął kolejny rozdział w swojej (wtedy) niemal dwudziestoletniej karierze. Nowy wokalista, związany z formacją Seventh Wonder, miał już na starcie trudne zadanie – musiał zmierzyć się z reputacją swojego poprzednika, Roya Khana, i spełnić oczekiwania fanów. Koniec końców na Silverthorn (2012) muzyk wyszedł z tej batalii obronną ręką, a sam krążek, choć daleko mu było do ideału, zebrał w mediach umiarkowanie dobre recenzje. Nowy start okazał się więc zaskakująco pomyślny. W 2015 roku formacja wypuściła Haven, bodaj najlepszy materiał od czasu pamiętnego The Black Halo (2005). Album okazał się idealnie wyważony – pełen zarówno ambitnych struktur, jak i klasycznych przebojów, na których Karevik mógł nareszcie rozwinąć skrzydła. Kamelot na tegorocznym The Shadow Theory stara się podtrzymać tę formułę, ale niestety zamiast ją nieco przewartościować, decyduje się na klasyczną „powtórkę z rozrywki”.

Nawet na płaszczyźnie lirycznej niewiele się zmieniło. Thomas Youngblood, podobnie jak na Haven, zanurza się w dystopijnej rzeczywistości, tym razem jednak zdominowanej przez media, technologię oraz sztuczną inteligencję. Przypomina to nieco literackie światy Williama Gibsona (Trylogia Ciągu), łączące filozofię transhumanizmu z mistycyzmem, ale niestety zinterpretowane w niezbyt angażujący sposób. Cały koncept został przedstawiony za pomocą szaro-czerwonych grafik Stefana Heilemanna i w tej materii – podobnie jak przy dwóch poprzednich wydawnictwach Kamelot – artysta okazał niezawodny.

Zmiana na stanowisku bębniarza – Caseya Grillo zastąpił Johan Nunez (Firewind) – jest odczuwalna nie tyle w samym stylu gry, co brzmieniu perkusji. I nie jest to do końca dobra adaptacja – partie są sztuczne i chwilami aż za bardzo wybijają się ponad pozostałe instrumenty (szczególnie w szybszych kompozycjach). Praca Saschy Paetha i Jacoba Hansena w tym wypadku nie do końca się udała, jednakże problemy produkcyjne okazują się błahostką w zestawieniu z kompozycyjną stroną albumu.

Większą część The Shadow Theory zajmują generyczne symfoniczno-metalowe szlagiery nieróżniące zanadto się od tych, które można było usłyszeć na poprzednich albumach grupy. Phantom Divine (Shadow Empire) to odtwórczy singiel, bliźniaczo podobny do Sacrimony (Angel of Afterlife) z Silverthorn, a kroku niestety dotrzymują mu: Amnesiac, Kevlar Skin, Static oraz okropny MindFall Remedy (z tandetnym refrenem i nie do końca psującymi growlami Lauren Hart). Za to Burns To Embrace, choć przez większość czasu nie wychodzi poza utarty schemat, zaskakuje finezyjnymi partiami chóru dziecięcego w finałowych fragmentach. Na tle reszty „patatajów” całkiem nieźle radzi sobie też RavenLight, pierwszy singiel promujący krążek. Porządny riff prowadzący, wcale niezgorszy refren, a całość zwieńczona popisami Thomasa Youngblooda i Olivera Palotaia  – to naprawdę solidny kawałek.

Całe szczęście na nowym albumie nie brakuje też kilku udanych strzałów. Tutaj prym wiodą Vespertine (My Crimson Bride) oraz The Proud and the Broken – bardziej przestrzenne i zróżnicowane melodycznie względem poprzedników, z imponującymi partiami wokalnymi. Nie zawodzą też ballady. In Twilight Hours, zaśpiewana w duecie z Jennifer Haben (Beyond the Black), to kompozycja, którą można spokojnie postawić obok Love You To Death z Ghost Opera (2007). Nawet pompatyczny finał, który poprzedza solo Youngblooda, wybrzmiewa tu naturalnie, bez fałszywych emocji. Z kolei Stories Unheard uderza już bardziej w akustyczne tony – piosenka rozwija się dynamicznie i zamyka się w zgrabnej koncepcyjnej klamrze.

W digipaku można znaleźć dodatkowy dysk z instrumentalnymi wersjami niektórych utworów* oraz bonusowy numer w postaci The Last Day of Sunlight, który o dziwo okazał się całkiem udany – nośny i energiczny, przypominający nieco Moonlight z The Black Halo.

The Shadow Theory słucha się trochę jak suplement do Haven – nie wnosi zupełnie nic do ich dyskografii. Oczywiście pod kątem technicznym jest to album wzorcowy – muzykom nie można odmówić instrumentalnej wprawy, a głos Karevika wciąż doskonale odnajduje się w symfoniczno-metalowej oprawie. Ponadto niektóre  kompozycje czy rozwiązania melodyczne okazują się dość oryginalne – chwilami brakuje im doszlifowania, ale mimo to trudno je nazwać nieudanymi. Pierwszy kontakt z płytą może wiązać się z rozczarowaniem, irytacją i uczuciem déjà vu, ale z każdym kolejnym przesłuchaniem materiał staje się bardziej przyswajalny. The Shadow Theory przypadnie więc do gustu wiernym fanom grupy Youngblooda, którzy nie spodziewali się większej ewolucji.

Teoria cienia w interpretacji Kamelot okazała się schematyczna i przewidywalna. Można się z nią spokojnie zapoznać, choć nie wywoła ona większego zamieszania w światku muzycznym. Ot poprawna kontynuacja rozpoczętej już idei.

Łukasz Jakubiak


*) Kolejno: Phantom Divine (Shadow Empire), RavenLight, Amnesiac, Burns to Embrace, Kevlar Skin, The Proud and the Broken.

2 thoughts on “Kamelot (2018) – The Shadow Theory

  1. “Zmiana na stanowisku bębniarza – Caseya Grillo zastąpił Johan Nunez (Firewind) – jest odczuwalna nie tyle w samym stylu gry, co brzmieniu perkusji.” Jak to możliwe skoro partie perkusyjne grał Casey Grillo?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.